niedziela, 10 sierpnia 2014

the end is knocking

taaa, nie było mnie trochę. leń jestem, to dlatego, nie będę pisać bajek, że nie miałam czasu. mam nadzieję, że Wam się spodoba :)


--

Marah spędziła cudowny weekend na plaży, nie nękana przez żadnego debila ani ruchacza. Odpoczęła po pracy i teraz wcale nie chciało jej się do niej wracać, ale niestety musiała. Siedziała już trzecią godzinę na kasie i marudziła na okropność świata. Mimo tego, bardzo lubiła swoją pracę, ale narzekanie było obowiązkowe, więc z radością wypełniała ten obowiązek.
- Zamknij się już, Misty.. - Cornelia posłała jej krzywe spojrzenie, stojąc na drugiej kasie obok.
- Przyznaj się, że też byś wolała, by był już piątek. - wbiła w nią natarczywy wzrok.
- Wolałabym iść do domu i nażreć się lodów przy jakimś durnym bollywoodzie. 
- Oo, dlaczego? To nowość. - Marah autentycznie się zainteresowała.
- Nie zadzwonił do mnie.. wziął numer wtedy jak spotkaliśmy się w piątek, ale nie zadzwonił do tej pory. Nic, żadnego znaku..
- Ten Vengeance? Kochana.. - machnęła ręką. - To facet.
- Przecież wiem, że nie muchomor! - warknęła cicho. - Chodzi o to, że myślałam..
- Słuchaj, no nie wymagaj od niego, by rzucił wszystko i leciał się z tobą spotkać. Ile siedzieliście razem w ten piątek?
- Parę godzin.. 
- No właśnie! Spokojnie, zadzwoni jeszcze. Tylko nie graj wampa, dobra?
- A ty? - Cori odbiła piłeczkę, chcąc zmienić temat. - Co z tym twoim perkusistą? Odkąd mi opowiadałaś, co było na premierze, to cisza..
- No i dobrze. - Misty kiwnęła głową. - O nic więcej nie proszę, a na pewno nie o niego.
Cori już miała coś powiedzieć, ale zalała ich nagła fala klientów i przez godzinę nie mogły normalnie porozmawiać. W pewny m momencie Cori szturchnęła Misty w bok i położyła palec na ustach, zanim ta zdążyła coś powiedzieć. Kiedy Marah pokręciła głową, myśląc, ze koleżanka znów sobie coś ubzdurała, zobaczyła wysokiego mężczyznę wchodzącego do sklepu.
- Ktoś tu cię polubił.. albo twój tyłek. - Cornelia zarechotała cicho.
- Nie komentuj.
Ta tylko zaczęła dusić się ze śmiechu i patrzyła jak Jimmy kieruje się ku kasom.
- Witam. - stanął przed Misty i uśmiechnął się dość przyjaźnie.
- W czym mogę panu pomóc? - zapytała dziewczyna, siląc się na uprzejmy ton pracownika sklepu.
- Szukam towarzyszki na dzisiejszy wieczór.
- Obawiam się, że trafił pan w nieodpowiednie miejsce. Dom publiczny jest dwie przecznice dalej. - odpowiedziała, a Cori zakryła dłonią usta, by nie było widać jak umiera ze śmiechu.
Jimmy popatrzył na Misty z lekkim uśmiechem. Obiecywał sobie wcześniej, że nie da się wyprowadzić z równowagi, więc uszczypnął się w udo.
- Wierzy mi pani, że dobrze wiem, gdzie jest dom publiczny. Jeśli miałbym ochotę na coś taniego i łatwego, to właśnie tam bym poszedł.
- To w takim razie, czego pan potrzebuje ze sklepu muzycznego? - sprecyzowała.
- Dobrych naciągów do perkusji. - zdecydował w końcu.
- O, to świetnie. Mój kolega jest specjalistą, już go wołam. - wyszczerzyła się złośliwie i zawołała Michaela, który szybko się pojawił i poprowadził Reva na odpowiednie stanowisko.
- Ty wredna suko. - Cori wreszcie ochłonęła, ale i tak patrzyła na nią z rozbawionym uśmiechem. - Faceci lubią wyzwania. Nie dziwię się, że tak za tobą łazi, skoro co chwila go zbywasz.
- Wcale go nie zbyłam. - zachichotała. - Po prostu chciał naciągi, a ja mu zapewniłam profesjonalną obsługę.
- Dobrze, że nie obciągi, bo wtedy Michael by się nie nadał. - zakrztusiła się śmiechem.
- I to ja jestem zboczona.. - Misty wywróciła oczami, ale uśmiechnęła się szeroko.
Jimmy poszedł za chłopakiem, zerkając w stronę kas i kręcąc głową. Ta mała naprawdę go wpieniała, ale też niesamowicie kręciła. Wątpił, by znów dała mu się tak przelecieć.. chociaż może użyć sztuczki, która nazywa się alkohol i prochy. Zastanowił się przez chwilę, udając, że słucha chłopaka, który opowiadał mu o naciągach. 'Nie' - stwierdził. To by było prostackie. Ućpać ją, wykorzystać i co? Dobrze wiedział, że znów będzie chciał wrócić, a po czymś takim, mógłby od razu o tym zapomnieć. Jak mógłby ją choć trochę zainteresować? Myślał przez chwilę przyglądając się naciągom i olśniło go.
- Słuchaj, Michael. - spojrzał na plakietkę chłopaka, bo oczywiście nie pamiętał jak się nazywa. - Macie tu coś takiego, co chciałbym mieć, ale nie wiem jak zdobyć. - chłopak spojrzał na niego pytająco. - Marah. Co lubi, jak ją przekonać?
- Ee.. - Michael spojrzał na niego dziwnie. - No wie pan, nie mogę udzielać takich informacji..
- Więc umówmy się, że kupię parę tych naciągów, a ty mi powiesz wszystko, co o niej wiesz.
- No dobra.. - popatrzył na niego podejrzliwie. - To kosztuje sześć naciągów.
- Okej. - Jimmy zgodził się, podliczając szybko. Na szczęście cena mieściła się w budżecie zespołu. - Mów.
- Jest strasznie wredna i zawsze mówi, co myśli.
- Zauważyłem.. - mruknął.
- Ale jak już kogoś polubi, to naprawdę jest świetna. Uwielbia europejską piłkę nożną, co jest trochę dziwne, ale.. - wzruszył ramionami. - Jest ciastkożercą i uzależniła się od mokki z białą czekoladą. Więcej nie wiem. - urwał. Oczywiście, że wiedział wiecęj, ale nie miał zamiaru dzielić się z tym facetem tą wiedzą. Już mu starczy. Poza tym lubił dziewczynę i nie chciał jej robić problemu w postaci narzucającego się debila.
Jimmy wziął naciągi i podszedł z nimi do kasy i uśmiechał się lekko, patrząc jak Marah je pakuje, a ona udawała, że nie czuje na sobie jego wzroku. Podała mu torby ze sztucznym, profesjonalnym uśmiechem.
- Dziękujemy za zakupy i zapraszamy ponownie.
- Przyjdę na pewno.. chociażby dla tak profesjonalnej obsługi.
- Michael się ucieszy. - powiedziała i podała mu paragon, a on umyślnie dotknął jej dłoni i oboje się wzdrygnęli, gdy przeskoczył między nimi prąd.
- Auć. Ale chemia.. - skomentował Jimmy. - Aż kopie. - zaśmiał się wesoło.
- Nie, po prostu torba była naelektryzowana.. - wyjaśniła dziewczyna, trochę niezadowolona, bo jak na złość do kasy nikt nie podchodził.
- Nieważne.. słuchaj. - Rev nachylił się do niej. - Chcę się z tobą spotkać.
- Jestem w pracy, proszę pana..
- Przestań, okej? - spojrzał na nią wymownie. - Nie wiem, o co ci chodzi. Nie powiesz mi, że nie było ci dobrze. - patrzył na jej kamienną twarz. - A zachowujesz się jakbym cię zgwałcił.
- Może to miała być tylko jedna noc? Chciałam seksu, a nie ciebie. - syknęła.
Jimmy cofnął się urażony, choć doskonale wiedział, że tak właśnie było. Przez chwilę rozważał, by po prostu wyjść i się obrazić, al znów stwierdził, że to by ją prędzej ucieszyło niż by się przejęła.
- Wierz mi, że miałem takie same intencje. - powiedział po chwili. - Wyszło trochę inaczej i na pewno tego nie planowałem. Chodź ze mną na kawę, kupię ci twoją ulubioną, obiecuję. - uśmiechnął się, w jego mniemaniu zachęcająco.
- Słuchaj uważnie. - nachyliła się do niego. - Nie mam ochoty się z nikim spotykać, a na pewno nie z tobą. Naprawdę wystarczył raz.
- Tobie tak, mi nie. - odpowiedział jej takim samym, zjadliwym tonem.
- Ale to już nie mój problem.
- Będę czekał aż wyjdziesz. Porwę cię, jeśli mnie do tego zmusisz. - zagroził jej.
- Nie ośmielisz się. - wysyczała.
- Chyba mnie nie znasz. - roześmiał się kpiąco. - Spodziewaj się w każdej chwili, jestem do tego zdolny. Zawsze zdobywam to, czego chcę i tym razem nie będzie wyjątku.
Marah tylko parsknęła szyderczym śmiechem i odprowadziła go wzrokiem do wyjścia.
- Dobre sobie. - mruknęła do siebie i spojrzała na zegarek. Właściwie powinna już wychodzić, więc ociągając się jak mogła najbardziej, poszła na zaplecze, przebrała się i wolnym krokiem wyszła ze sklepu. Rozejrzała się odruchowo i zadrżała, czując nagły niepokój, więc czym prędzej skierowała się do domu.
Jimmy siedział w samochodzie kolegi i obserwował wejście do sklepu. Wyprostował się gwałtownie, gdy zobaczył jej charakterystyczną sylwetkę w drzwiach. Doskonale widział jej niepewną minę, jednak się przejęła. Uśmiechnął się do siebie złośliwie i patrzył, jak dziewczyna idzie szybkim krokiem. Po chwili odpalił silnik i ruszył powoli w tę samą stronę. Popadał już w paranoję, sam o tym dobrze wiedział, ale nie mógł się powstrzymać.
Od dawna było ciemno, a ludzi było mało, więc uważał, by go nie zauważyła. Kiedy już wiedział, do którego domu zmierza, zaparkował i wyszedł z auta, a gdy dziewczyna weszła na schody, podbiegł do niej.
- Cześć. - powiedział i zaśmiał się, gdy pisnęła, przestraszona. - Mówiłem, że mogę to zrobić. - podszedł do niej blisko.
- Odejdź.. - wyjąkała cicho, odpychając go trzęsącymi się dłońmi. Przestraszyła się na śmierć i mimowolnie drżała. - Nie chcę.
- Wiem, że ty nie chcesz. Spotkaj się ze mną.. tak normalnie, bez spiny, na spokojnie. Proszę cię.. - dodał po chwili, widząc i czując, że naprawdę ją przestraszył.
- Nie chcę.. - powtórzyła. - Nie rozumiesz? Nie chcę się z tobą spotykać, nie chcę mieć z tobą nic do czynienia. - mówiła cicho, ale pewnie.
- Dlaczego? - próbował spojrzeć w jej oczy, by znaleźć tam potwierdzenie, ale skutecznie uciekała wzrokiem.
- Denerwujesz mnie i cię nie lubię. A poza tym.. jesteś metalowcem, jeździsz po świecie, grasz koncerty. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego.
- A czy ja mówię o tym, byś za mnie wyszła i wyjechała ze mną w trasę?
- Nie.. - wreszcie spojrzała mu w oczy. - To była jednorazowa przygoda, zrozum to.
- Nie potrafię. Nie przestanę cię męczyć, póki się nie zgodzisz, Marah. Obiecuję. - uśmiechnął się, musnął palcem jej policzek i odszedł. W jego uśmiechu jednak nie było ani krzty złośliwości, ani szyderstwa. Nie był to też uśmiech rezygnacji. Popatrzył na nią ze szczerym, lekkim uśmiechem. tym zarezerwowanym dla przyjaciół i rodziny. Ona zauważyła tę zmianę i przez chwilę stała nieruchomo na ganku, ale potem weszła do domu, nadal lekko się trzęsąc i starając się nie obudzić ojca.